Hiszpania: zmarł twórca tzw. katedry ze śmieci

„Don Justo” Gallego Martínez zmarł 28 listopada w swojej rodzinnej miejscowości Mejorada del Campo niedaleko Madrytu. Miał 96 lat. Od 1961 roku, niedoszły zakonnik własnymi rękami budował własny kościół. Na krótko przed śmiercią, ogromną budowlę, popularnie zwaną „katedrą Justo”, przekazał organizacji pomocowej Mensajeros de la Paz.
Justo Gallego Martínez urodził się w rodzinie rolników, 20 września 1925 w Mejorada del Campo, ok. 20 km od centrum Madrytu. Gdy miał 27 lat wstąpił do zakonu trapistów w Santa María de Huerta w prowincji Soria, ale nie złożył ślubów. W 1961 zapadł na gruźlicę i musiał opuścić klasztor, aby nie zarazić braci. W czasie choroby przysiągł Bogu i Matce Najświętszej, że jeśli wyzdrowieje, wybuduje świątynię ku Jej czci. I rzeczywiście, gdy „wymodlił” zdrowie, wrócił do domu i na odziedziczonej po rodzicach działce zaczął budować dom Boży. Wyznawał zasadę: „służyć najpierw Bogu, potem bliźniemu, a na końcu sobie”. Budował nie mając żadnej fachowej wiedzy na ten temat, żadnego doświadczenia budowlanego czy ciesielskiego.
Po jego śmierci nie znaleziono żadnych planów ani projektów dotyczących pracy, ponieważ Justo Gallego twierdził, że ma „wszystko w głowie”. Mówił, że niezbędną wiedzę zdobył dzięki starym księgom o katedrach i zamkach. Jako materiały budowlane wykorzystywał tylko surowce wtórne i odpady. Większość pochodziła z odzysku. Wykorzystywał zarówno przedmioty codziennego użytku, jak i materiały odrzucane przez firmy budowlane i pobliską cegielnię. Były to np. stare, podniszczone cegły, odzyskana blacha falista, butelki plastykowe albo części samochodowe. Wypełnione rynny deszczowe przerabiał na stopnie do wejścia do świątyni, beczki po oleju i stare pojemniki po benzynie – na formy do kolumn lub betonowych krawężników. Wykorzystał na przykład stare reklamy z obrzeży stadionu Realu Madryt. Sam też projektował wszystkie elementy.
Ponieważ budowa szybko pochłonęła cały odziedziczony spadek i pieniądze uzyskane za sprzedaży części majątku rodowego, Gallego był zdany prawie wyłącznie na samego siebie i na darowizny. Od czasu do czasu pomagali mu jego bratankowie i wolontariusze. W czasie wakacji pojawiali się też studenci, uczniowie i mieszkańcy. W skrajnych przypadkach wynajmował specjalistów, których sam opłacał. Entuzjaści z kraju i zagranicy zbierali dla niego datki. Specjalną wystawę poświęciło mu nowojorskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej. „Wrzuć coś do pudełka”, mruczał do zwiedzających, gdy ci podchodzili do niego. Natchnieniem dla niego były rzymska bazylika św. Piotra oraz europejskie zamki i kościoły, głównie średniowieczne. Wybrał styl romański, ponieważ wiedział, że jego życie jest za krótkie na wyszukany barok czy gotyckie zdobienia. Własnoręcznie malował proste witraże, nadające dziś wnętrzu apokaliptycznej budowli niezwykłego, ciepłego uroku.
Do śmierci Gallego mieszkał razem z siostrą w pobliżu swojej katedry. Powtarzał sobie nieustannie, że „drogę wytycza się idąc”. Przez ponad 50 lat wstawał o 4.30 i do szóstej wieczorem był w swoim kościele. Miejscowi mieszkańcy nazywali Gallego Martíneza „El Loco”, czyli "Szalony" lub nieco bardziej pieszczotliwie: Don Justo. W kwietniu 2021. r otrzymał Medal Umiłowanego Syna swej rodzinnej miejscowości. Jego dzieło ma 50 m długości, 20 m szerokości, a żelazna kopuła wznosi się na wysokość prawie 40 m. I chociaż ściany świątyni są zamknięte, a nad nawą główną góruje już 12 wież, Don Justo od pewnego czasu zdawał sobie sprawę, że nie będzie już w stanie sam dokończyć swojego dzieła. Mimo przekazania własności organizacji pomocowej, nie wiadomo, jaka będzie przyszłość niedokończonej świątyni. Nigdy nie miał pozwolenia na swoją budowę, a po dziesięcioleciach kompletnej improwizacji nie będzie prawdopodobnie możliwa regularna inspekcja budowlana.
Źródło:ekai