Będą kontrole wszystkich oddziałów ginekologiczno-położniczych
Będą kontrole wszystkich oddziałów ginekologiczno-położniczych; mają one dotyczyć m.in. przestrzegania standardów okołoporodowych - zapowiedział minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Decyzja to m.in. wynik sytuacji we Włocławku, gdzie doszło do śmierci nienarodzonych bliźniąt.
"Podjąłem dzisiaj decyzję o skierowaniu kontroli konsultanta krajowego ds. ginekologii, a także konsultanta krajowego ds. neonatologii we współpracy z konsultantami wojewódzkimi o kontroli wszystkich oddziałów ginekologiczno-położniczych w Polsce" - mówił we wtorek minister na konferencji prasowej. Chodzi o kilkaset oddziałów ginekologiczno-położniczych w całym kraju. "To jest bardzo duże przedsięwzięcie logistyczne, ale wydaje się ono konieczne" - powiedział dziennikarzom Arłukowicz. Jak dodał, kontrole prowadzane będą m.in. dotyczyły procedury cesarskiego cięcia, a także opieki okołoporodowej nad noworodkami, które urodziły się ze skalą apgar poniżej 4. Przypomniał, że w 2013 roku przeprowadzono kontrolę "sposobów wdrażania standardów okołoporodowych w szpitalach i oddziałach położniczych". "Dzisiaj tę kontrolę trzeba powtórzyć" - podkreślił minister zdrowia. Zaznaczył, że decyzja ta jest wynikiem informacji o nieprawidłowościach napływających z różnych szpitali w Polsce, a także sytuacji we Włocławku, gdzie doszło do śmierci nienarodzonych bliźniąt. Arłukowicz powiedział, że z raportu krajowego konsultanta ds. położnictwa i ginekologii, który analizował sprawę śmierci nienarodzonych bliźniąt, wynika m.in. że brak jest dokumentacji dotyczących badań ktg i usg pacjentki. Dodał, że konsultant krajowy przedstawił wnioski z przeprowadzonej kontroli. Wynika z nich, że "występujące w ktg nieprawidłowości nakazywały prowadzenie obserwacji dłużej, niżeli to wykonano. Nie wyciągnięto też należytych wniosków z badań diagnostycznych wykonanych pacjentce w dniu 16 stycznia". Zdaniem konsultanta - podkreślał Arłukowicz - w zaistniałej sytuacji klinicznej należało kontynuować zapis ktg i w razie utrzymywania się nieprawidłowych zapisów "ukończyć ciążę w drodze cięcia cesarskiego". Minister zapowiedział, że raport z kontroli zostanie przekazany do prokuratury. Arłukowicz zaznaczył, że decyzje personalne może podjąć marszałek województwa, który jest podmiotem założycielskim dla szpitala. "Czekamy na wnioski z kontroli przeprowadzonej pod kierunkiem konsultanta krajowego i jeśli można będzie na ich podstawie wskazać osoby winne zaniedbań, to z pewnością niezwłocznie zostaną wyciągnięte wobec nich konsekwencje" - powiedział we wtorek PAP Piotr Kryn, kierujący pracami komisji powołanej do zbadania działań szpitala we Włocławku przez marszałka województwa kujawsko-pomorskiego. "Sprawa, którą badamy we Włocławku, jest bardzo poważna, a jednocześnie wiąże się z ludzkim dramatem, dlatego staramy się dokładnie wszystko sprawdzić, by uniknąć pochopnych wniosków" - dodał Kryn. Śmierć bliźniąt nastąpiła w nocy z 16 na 17 stycznia, na oddziale położniczo-ginekologicznym Szpitala Specjalistycznego im. ks. Jerzego Popiełuszki we Włocławku. Doszło do tego kilkanaście godzin przed planowanym porodem, który miał się odbyć poprzez cesarskie cięcie. Ojciec dzieci obwinia personel placówki o zaniedbania, które miały doprowadzić do śmierci dzieci. Śledztwo ws. śmierci nienarodzonych bliźniąt prowadzi Prokuratura Okręgowa we Włocławku. Prokuratura przesłuchała już pierwsze osoby, m.in. ojca bliźniąt, który ma w tej sprawie status pokrzywdzonego, a także personel szpitala. W dalszej kolejności przesłuchani zostaną lekarze, gdyż w ich przypadku sąd musi najpierw uchylić tajemnicę lekarską. Śledczy zabezpieczyli także aparaty USG z oddziału położniczo-ginekologicznego włocławskiego szpitala. Uczyniono to dopiero po kilku dniach od śmierci dzieci, gdyż dopiero wówczas prokuratura uzyskała sygnał, że istnieje możliwość, że mogły zostać zakłócone zapisy na urządzeniach USG, którymi zostały przeprowadzone badania bliźniąt. Według ustaleń kontrolerów Narodowego Funduszu Zdrowia, którzy wykryli braki w zapisach aparatów USG, w jednym przypadku wykasowano zapis obejmujący trzy dni, a w drugim aparacie zapis z 20 godzin. Jeśli biegli potwierdzą fakt skasowania zapisów, prokuratura będzie starała się ustalić także, kto tego dokonał.(PAP)